Lubelskie jest cudne. Nie tylko przyroda ale też ludzie, architektura, wydarzenia. Wszystko jest.
Miasta i regiony
Chodzi oczywiście o Krakowskie Przedmieście, główną ulicę Lublina. Nazwa nawiązuje do starożytnych czasów, kiedy to tą drogą - w celach handlowych - kursowano z Krakowa na wschód oraz z powrotem.
Przedstawiamy tu odcinek zamknięty dla ruchu drogowego, czyli tak zwany "deptak". W tle Brama Krakowska. I wielgaśna choinka - wycięta sprzed (lubelskiej) szkoły muzycznej. Bo przeszkadzała mieszkańcom tamtejszych okolicznych bloków. Echhh, dobrze "że zupa nie była za słona"...
Ale do rzeczy: na pierwszym planie widać jeszcze (po lewej) budynek kościoła pod wezwaniem Świętego Ducha. Bodajże najstrasza budowla przy tej ulicy.
W słońcu deptak Krakowskiego Przedmieścia prezentuje się chyba całkiem nieźle. W lecie nie ma tu jak przejść - ulica zagęszcza się od kawiarnianych ogródków. Tłumy walą tu wtedy drzwiami i oknami. Nawet wieczorem ruch nie ustaje albowiem swoje lokum ma tu kilka klubów muzyczno - tańcujących. Znamy to z doświadczenia bo sami bywamy w jednym z nich, w Komitecie. Może kiedyś uda się nam uzyskać zgodę od właścicieli na cykaną sesyjkę z wnętrza klubu :-)
Póki co krótkim rzutem oka obejmujemy deptak na Krakowskim Przedmieściu... i wracamy do domu :-)
Koziołki z logo sponsora - ale tylko tych ozdób na lampach :-)
Ulica Świętoduska. Swego czasu nosiła nazwę Hanki Sawickiej a później innego czasu przywrócono jej pierwotną nazwę.
Deptak ciągnie się hen, hen, aż do drzew na widnokręgu :-)
Co się wydarzyło na Szkolnej? Oczywiście to tylko wspomnienia i mają swoją wartość przede wszystkim dla mnie. Ale wypoczynek w Kazimierzu to na prawdę niezły pomysł. Zwłaszcza dzisiaj kiedy większość z nas wiedzie życie pośpieszne. Bo tam czas się zatrzymał :-)
Na dłuższym wypoczynku w Kazimierzu byłem trzykrotnie. O dziwo (nie ja byłem organizatorem) za każdym razem trafiałem do tego samego pensjonatu na Szkolnej. Na zdjęciach to ten podłużny budynek, z pomalowaną na zielono górną częścią elewacji.
Jako mały berbeć maszerowałem z tatą do rynku i z powrotema a ulica Szkolna wydawała mi się drogą za miasto. Dlużyła się niemiłosiernie a ja uczyłem się zakrętów na pamięć, żeby wiedzieć czy już blisko. Z tamtych czasów pamiętam niewiele. Wspaniała zupa jabłkowa dzień po dniu (mój wybór). Niesmowite lody gałkowe o smaku truskawkowym (od wtedy moje ulubione). Zejście tajemniczą ścieżką z Góry Trzech Krzyży. I wściekłe głogi broniące przejścia. Dwie koleżanki tam mieszkające i tam zapoznane. Jedna złośliwa i jedna życzliwa. I jeszcze łapanie koników polnych.
Później, w wieku licealnym obóz karate. Wdzieranie się pod górę po pobliskich, całkiem stromych zboczach. Wypoczynek na starej kanapie. Zero telewizji i radia. Cisza. Za tym drugim razem Szkolna już nie wydawała się taka długa. Byłem starszy i silniejszy.
Trzeci raz to rekolekcje w wieku studenckim. Stąd już wspomnień co nie miara. Przytoczę jedno, mieliśmy tam taki wieczór humoru. Coś pokazywaliśmy, już nie pamiętam co ale chyba jakieś scenki z filmu. Siedzieliśmy na dziedzińcu - w pewnym momencie słyszymy rumor w górze. Podnosimy oczy a tam na balkonie nasz księżulo przebrany za Zorro! Przerzucił sutannę przez głowę i ta za nim powiewa jak prawdziwa peleryna,. W ręku kijaszek czyli szpada :-). Z drugiej strony wyskakuje na niego dwóch drabów (naszych kolegów of course :-) ). Zorro powala ich i szybko przebiega wzdłuż balkonu. Kręci patykim znak "Z", przeskakuje przez barierkę... prosto na dach zaparkowanego tam "malucha". I znika za rogiem... jakżesmy wtedy ryli ze śmiechu :-). A w ogóle "księżowy" maluch to istny wóz pancerny. Kilka dni później nie zmieścił się na wąskim odcinku (właśnie ulicy Szkolnej) i sturlał się na bok, prosto do potoku płynącego wzdłuż ulicy. Różnica poziomów ok 1,5 m. I nic się nie stało. Przyszedł chłop z końmi i go wyciągnął :-)
Dziś, kiedy idziemy Szkolną odkrywają mi się tamte sceny.
Chciałoby się cofnąć w czasie. Nie da się, więc opowiadam wszystko Isce :-).
I fajnie jest wracać w takie miejsca :-)
Tylko mur czy może pozostałość jakiegoś domostwa?
Dużo domów, które w lecie (może też w zimie) zamieniają się w pensjonaty
Tu nawet z informacją o wynajmie
Urokliwy ganeczek
Hacjenda, o której pisałem
Inna epoka. Na widok tego domu i całej posesji trochę mi żuchwa rymsła na drogę. Dom bardzo ładny ale zaskoczył mnie totalnie swoją obecnością wśród tych starszawych i stylowych pensjonatów. W sumie fajnie się złożyło, że zbudowany został tak na obrzeżu. Tuż przed nim można skręcić w lewo, przejść wzdłuż ogrodzenia i zapuścić się w wąwozy i jary.
Ogary (czyli my) poszły w las a w zasadzie w mały wąwozik. Plan był prosty: wspiąć się na zbocze i przejść aż do Góry Trzech Krzyży. Wydaje mi się, że to możliwe. Na pewno była ścieżka prowadząca do Góry od Liceum - po cichu liczyłem, że znajdziemy inne ścieżki wiodące od Liceum, wzdłuż ulicy Szkolnej aż do tego miejsca...
W szaleństwie wyprawy na Górę Trzech Krzyży była (jakaś) metoda :-) ale rozum i Iska podpowiedzieli, że jest już po piętnastej więc za chwilę będzie ciemno. Rozpoczęliśmy zejście, które miejscami nie było łatwe.
Na zdjęciu schodzi Iska a ja ją asekuruję. Od dołu i z aparacikiem rzecz jasna :-)
Kazimierz Dolny sam w sobie już jest miastem urokliwym. Ale mamy też własne wspomnienia z nim związane - z dzieciństwa młodszego i starszego :-). W większości z ulicą Szkolną choć bynajmniej żadne z nas nie chodziło do Liceum Ogólnokształcącego tam się mieszczącego :-).
Po prostu w jednym z pensjonatów na Szkolnej trzykrotnie spędzałem swoje wakacje w Kazimierzu. I tam chcieliśmy dotrzeć w naszej wycieczce - przy okazji zobaczyć jak dziś wygląda ulica Szkolna. Nie "zwizytowliśmy" więc całego Kazimierza. Do celu naszej wyprawy szliśmy od przystanku PKS - dziś też i przystanku popularnych busów.
Po drodze było nam dane zatrzymać oko i obiektyw na mijanych domach.
Mam nadzieję, że choć trochę i na atmosferze Kazimierza Dolnego...
Restaurowany zamek to oddzielny temat - odkładamy go sobie na później :-)
Kazimierska fara - hi hi, no nie od głównego wejścia :-)
Ulica Nadwiślańska
Jesteśmy na Rynku ale tylko przezeń przemykamy, Rynek w Kazimierzu to też oddzielny temat na wpis :-)
... i już na ulicy Lubelskiej
Na chwilę odbijamy od naszej głównej trasy w jeden z wielu w tym mieście zaułków
... w tle kościół pod wezawniem św. Anny
Kazimierz i okolice to istne zagłębie "kooligowe" - już ostrzymy sobie ząbki na taki wpis :-)
Nie jedna i nie dwie takie rezydencje w Kazimierzu
Dotarliśmy do Janowca dość późną jak na warunki oświetleniowe porą. Mieliśmy nadzieję, że może zachód słońca okaże się łaskawy i pokaże zamek w ciekawszej krasie. Było w końcu trochę inaczej niż oczekiwaliśmy ale byliśmy bardzo zdowoleni z tej wycieczki.
Parking przy zamku podobno płatny ale że byliśmy ciut późnawo to kasa zakmnięta i 6 złotych oszczędzone :-). Zwiedzających mało. Raptem dwie osoby... znaczy się ja i Iska :-). Obeszliśmy zamek prawie dookoła wydeptaną ścieżką i obejrzeliśmy go sobie z bliska. Sprawia imponujące wrażenie. Ponieważ jest wciąż remontowany i restaurowany z niecierpliwością czekamy na końcowy efekt. Póki co na dziedzińcu zamku realizowane są różne imprezy artystyczne. Najczęściej koncerty, projekcje filmów i przeglądy teatralne. Podobno rokrocznie grywa tu zespół Voo Voo.
Budowa zamku rozpoczęła się w 1508 roku z inicjatywy Mikołaja Firleja. Kontynuował ją jego syn Piotr. W 1593 zamek kupili Tarłowie, a w 1654 właścicielami zostali Lubomirscy.
W roku 1656 zamek został zniszczony przez Szwedów, którzy najechali Polskę pod przywództwem Karola Gustwa. Musiało to być jeszcze zanim ci ostatni spotkali Zagłobę i pozostałych zagończyków Rzeczpospolitej. Bo później to już pomykali z powrotem do siebie.
W latach 1565-85 nastąpiła przebudowa zamku. Kierował nią Włoch Santi Gucci, któren tak się zakochał w krajobrazie podjanowskim, że osiadł tam na stałe. Po dziś dzień jego potomkowie trudnią się rzemiosłem wytwarzając słynne na całą okolicę torby i pachnidła.
Lubomirscy doprowadzili zamek do wielkiej świetności poprawiając jego wewnętrzny wystrój jak i gomadząc w nim drogocenne meble, obrazy, zbiory książek i płócien. Niestety, jeden z kolejnych Lubomirskich, imć Jerzy Marcin z lubością grywał w karty. Ha, to jeszcze nic groźnego ale onże grywał na pieniądze i obstawiał duże kwoty. Z nienacka - jak to możliwe? - popadł w długi i w 1783 przepiękny zamek został zajęty przez Mikołaja Piaskowskiego. Później byli kolejni właściciele ale nikogo nie było stać na utrzymywanie tak dużej rezydencji. Zamek zaczął niszczeć. Najpierw rozgrabiły go w latach 1809-1813 wojska austriackie i ruskie. Zamek zaczął być wtedy traktowany jako źródło materiału budowlanego, również przez mieszkańców okolic. W jego niszczeniu miały swój udział także obie wojny światowe.
W 1927 zamek kupuje hrabia Leon Kozłowski, jak dla mnie pozytywna postać. Planuje odbudowę zamku ale zadanie to przerasta jego możliwości. Po wojnie pomimo takiego a nie innego ustroju zamek pozostaje jego własnością. W końcu w 1975 odsprzedaje zamek Skarbowi Państwa. Z początkiem lat 90 zaczyna się okres Wielkiej Restauracji :-), której końca po dziś dzień nie widać.
Z Janowskim zamkiem związana jest legenda o strasznie szlochającej, czarnowłosej kobiecie, czyli Helenie Lubomirskiej, której rodzice zabronili się spotykać z ubogim rybakiem pracującym na zamku. Zabronili też jej zakochać się w nim - no ale z tym zakazem się spóźnili. Nieszczęśliwa Helena ponoć popełniła samobójstwo rzucając się z wieży na dziedziniec zamkowy.
Zamek nie doczekał się własnej strony internetowej, a wszystkie istotne dla odwiedzających to miejsce turystów informacje są na tablicy, u podnóża zamku.
Można podjechać i sobie poczytać :-)
Fosa, przedbramie - taki krótki jakby placyk przed bramą i budynek bramny
Elewacja budynku bramnego - tylko dlaczego w takie pasy pomalowna?
Widok na dziedziniec, nie udało nam się przecisnąć przez kraty i tylko obiektyw "przelazł" :-)
Wieża zachodnia i część murów
W odleglejszym planie wieża na podwalu, w bliższym Iska :-)
Tak to widział Santi Gucci :-)
... i to podobnie - widok na Janowiec spod samego zamku
Skoro dotarłeś/dotarłaś aż tu to nie musisz jechać do Janowca aby zobaczyć info na tablicy - z tej fotki chyba da się odczytać :-)